Przede wszystkim chciałem serdecznie podziękować za pomoc finansową, którą otrzymałem za pośrednictwem Funduszu na podstawowe zagospodarowanie. Jest ona ogromną pomocą dla mnie. Pieniądze wykorzystałem na zakup podstawowych rzeczy potrzebnych w parafii jak również podstawowy pakiet systemu słonecznego. Bardzo jestem wdzięczny. Cieszę się z powstania strony internetowej o misjonarzach z diecezji opolskiej. Spróbuję opisać moją dotychczasową pracę misjonarską.
Pochodzę z Zalesia Śl. koło Góry św. Anny i do Papui Nowej Gwinei przyjechałem 11 grudnia 2008 r. Miesiąc później, w styczniu zostałem wysłany przez arcybiskupa Wilhelma Kurtza na stację misyjną w Annaberg położonej malowniczo w środkowej części rzeki Ramu. Proboszczem tej placówki jest polski ksiądz diecezjalny, Michał Szulc. Zostałem tam wysłany na naukę języka pisin, który jest obok angielskiego obowiązującym językiem i zasadniczo można się nim porozumieć z większością ludzi. Aby dotrzeć do tej misji trzeba tłuc się samochodem przez dwa dni, by dojechać do rzeki Ramu aby potem przeładować wszystkie potrzebne rzeczy i bagaże na długie drewniane kanu z silnikiem motorowym. Następnie płynie się w górę rzeki przez 10 godzin. Nie jest to łatwa podróż, ale jest czas by się dobrze pomodlić i podziwiać otaczające uroki lasu tropikalnego. Wszystko trzeba dobrze zapakować, bo woda powoli wdziera się do kanu. Słońce piecze niemiłosiernie a po jakimś czasie ni stąd ni zowąd lunie tropikalny deszcz – wiec jest dobrze i ciekawie.
Ludzie są życzliwi i oczekują naszego przybycia. Misja jest położona malowniczo i była kiedyś bardzo dobrze zorganizowana, ale od lat 70-tych ubiegłego stulecia, kiedy miejscowi przejęli władzę, wszystko powoli poszło w rozsypkę. Zasadniczo tylko dzięki misjonarzom jakoś się to wszystko trzyma.
W Annabergu spędziłem cztery miesiące a potem zostałem wysłany na wyspę Karkar do misji Tabel gdzie proboszczem jest o. Jan Szweda, werbista pochodzący ze Zdzieszowic,. Ponieważ przed wstąpieniem do seminarium byłem elektrykiem wiec zostałem tam skierowany, aby wymienić i założyć całą nową instalację elektryczną na plebanii. Byłem tam przez dwa miesiące zakładając instalacje pod baterie słoneczne i pod zwykle napięcie na 240V czyli pod generator. Jednocześnie włączałem się w pracę duszpasterską, ucząc się języka pisin. Muszę przyznać, że za łaską bożą i przy pomocy najpierw ks. Michała a potem o. Jana, wiele się nauczyłem i to w dość w krótkim czasie. 3 lipca 2009 ks. biskup uznał, że jestem gotowy aby objąć samodzielnie misję w Banarze, która jest malowniczo położona nad brzegiem morza Bismarka z przepiękną wioską położoną na plaży.
Do Banary przybyłem w piątek nocą i następnego dnia byłem zmuszony pojechać w busz do miejscowości Yoro gdzie rozpoczynały się tygodniowe rekolekcje dla młodzieży z mojej parafii. Droga prowadząca do tej miejscowości jest w okropnym stanie. 9 km pokonuje się mniej więcej w 2 godz. przedzierając się przez błoto, strumyki, dziury i rozpadliny. Docieram jednak cały i zdrowy a mój "staruszek" (samochód – Toyota Land Cruiser 1988 r. z napędem na cztery koła) jeszcze jakoś się trzyma. Tak więc pierwszy tydzień w nowej misji spędzam w buszu, wygłaszając konferencje, spowiadając i sprawując Eucharystię dla 500 młodzieży z mojej parafii. Następnie przez dwie kolejne niedziele udzielam Pierwszej Komunii św. i przygotowuję wszystkich na przyjęcie krzyża młodzieżowego, który perygrynuje całą diecezję a do nas ma dotrzeć w sierpniu i pozostać przez 18 dni obchodząc główne wioski.
Parafia Banara liczy ok. 8,5 tys. ludzi, którzy mieszkają w 27. wioskach. 15 z nich jest położonych głęboko w buszu w gliniastych górach porośniętych tropikalną dżunglą, których wysokość dochodzi do 1000 m n.p.m. 12 zaś wiosek rozciąga się wzdłuż wybrzeża i dotarcie do nich jest nieco łatwiejsze.
We wrześniu wybrałem się na wizytę duszpasterską w busz, aby lepiej poznać swoją parafię. Odwiedzenie 15 wiosek zajmuje mi 19 dni. W tym czasie przebywam pieszo dystans ok. 150 km. Po powrocie przygotowuję młodzież do bierzmowania. 1 listopada biskup przyjechał do Banary i udzielił bierzmowania 230 kandydatom.
16 listopada ponownie udałem się w busz tym razem po to, aby przygotować parafian do Świąt Bożego Narodzenia. Prawie codziennie przygotowuję wiernych do sakramentów, słucham spowiedzi, wsłuchuję się w troski i zmartwienia miejscowych ludzi, dzielę się lekarstwami i udzielam porad medycznych zasadniczo związanych z zachowaniem higieny. Śpię na ziemi pod moskitierą. Rano odprawiam mszę św. udzielając sakramentu małżeństwa, chrztu i pierwszej Komunii. Potem posiłek (najczęściej słodkie ziemniaki, gotowane banany, jakaś zielenina przypominająca nasz szpinak no i czasami kurczak albo szczur polny). Po posiłku wyruszam w dalszą drogę do następnej wioski. Wróciłem 5 grudnia cały i zdrowy. Po dwóch dniach odpoczynku wyruszyłem w odwiedziny 12 wiosek położonych na wybrzeżu. Przygotowanie kończę 24 grudnia spowiedzią na stacji głównej. W sumie przez 6 miesięcy w Banarze ochrzciłem 313 dzieci.
Teraz zaczynam remonty bowiem od strony gospodarczej misja bardzo podupadła. Nie ma prądu, wody pitnej, jest tylko trochę w jednej cieknącej cysternie, nie ma sklepu, poczty. Szpital (bez prądu i wody) jest oddalony o 12 kilometrów. Remont zaczynam od plebanii: instalacja wodna i elektryczna no i malowanie. Musze się uwinąć przed lutym, bowiem biskup z początkiem lutego posyła do mnie miejscowego seminarzystę po filozofii na roczną praktykę pastoralną a na 22 lutego mam już zaplanowaną kolejną wizytę duszpasterską w buszu aby tym razem przygotować parafian do świąt wielkanocnych. Tak to pokrótce przedstawia się moja dotychczasowa działalność misyjna w diecezji Madang, w Papui Nowej Gwinei.
Pamiętajcie o mnie w modlitwie.
Z misjonarskim błogosławieństwem,
ks. Adrian M. Adamik, misjonarz Fideum Donum, Banara, Madang PNG, 15 stycznia 2010 r.