Tu w Zambii moje największe wyzwanie jest też moim największym przywilejem. Towarzyszę młodym ludziom w próbie porządkowania ogromnie przytłaczających doświadczeń swojego krótkiego życia.
Jestem Bogu wdzięczna za to, że nie zostawia nas z tymi ciężarami samych; że daje nam łaskę dostrzegania nadziei w życiu każdego z naszych podopiecznych; że Jest.
Jednym ze spotkań było spotkanie z Nandy.
Na oko (choć to oko jest zupełnie inne tutaj w Zambii) dziewczyna ma 15-16 lat. Pewnego wieczoru, będąc w jadalni w skoncentrowanym na lekcjach (!) tłumie, dostaję kartkę „Możemy porozmawiać na osobności na zewnątrz? Błagam, muszę z kimś porozmawiać.” Nieco zaskoczona, postawiona w stan gotowości adrenaliną, opanowana wychodzę i czuję, jak moje uszy rosną, nasłuchując każdego słowa i każdej wypowiedzianej i niewypowiedzianej emocji. Nandy po wielce bolesnym rozstaniu przeszło rok temu postanowiła sobie, że na razie nie chce się z nikim wiązać. Nie przerwało to jednak jej naturalnej tendencji do nawiązywania przyjaźni z chłopakami. Evans to jeden z takich przyjaciół. Największy powiernik przeszłości i marzeń, obecny i lojalny. Evans oprócz przyjaźni jednak chciałby czegoś więcej, co delikatnie przedstawia jako propozycję, deklarując przy tym swoją wyrozumiałość wobec ewentualnego odrzucenia. Odrzucenie jednak staje się faktem, pokojowo podpartym złożonym postanowieniem. Evans nie jest sam. Evans ma przyjaciela o imieniu Morgan, który – na nieszczęście – również zakochał się w Nandy. Mimo, że dziewczyna kocha Evansa, dane sobie postanowienie powstrzymuje ją przed podjęciem propozycji przyjaciela, pozornie pozostawiając relację w tym samym, co wcześniej, położeniu. Morgan również słyszy „nie”, co opacznie traktuje jako dowód na nieoficjalny związek Nandy z Evansem. Któregoś dnia po szkole, zdruzgotany zawodem miłosnym oraz rzekomą zdradą przyjaciela, wdaje się z nim w bójkę i rani nożem…
Nandy to bardzo ładna i zgrabna dziewczyna, świetnie mówiąca po angielsku. Interesuje się poezją (zupełnie inną niż ta europejska) i nie znosi przegrywać. Sama mówi, że lubi błyszczeć. Nie jest to zaskakujące, biorąc pod uwagę jej sposób wypowiadania i poruszania się. Śmiała postawa i dominujące zachowanie z lekko ironicznym uśmiechem na ustach skrywa jednak zupełnie inną prawdę wewnątrz.
Ojciec porzucił rodzinę, gdy Nandy była dzieckiem. Ojczym był dla niej dobry, dzięki niemu nauczyła się angielskiego. Jednak Nandy trafiła do domu innej krewnej, gdzie w nocy przeżywała horror, "zapewniany" jej przez kolejnego „wujka”. Co dzień, przy płaczu i kolejnych ranach w sercu i umyśle, dziewczynka była rozbierana i wykorzystywana seksualnie. Nie do końca potajemnie. Przy koszmarnie cichym przyzwoleniu otoczenia. „Breadwinner” (karmiciel, głowa rodziny) objęty jest szczególnym respektem, czy też otoczony strachem (?), bo przecież pracuje na utrzymanie całego domu, często bardzo dużej i szeroko rozumianej rodziny. Tego typu zbrodnie są więc szokujące i często tolerowane przez najbliższych przez wzgląd na „dobro wspólne”.
Nandy, opowiadając o tym wszystkim łamiącym się głosem, dodaje kolejny wątek. W tym całym ołowianym worku doświadczeń, które przeżyła, dowiedziała się, że szuka jej, chcąc się spotkać, rodzony ojciec, któremu swego czasu spotkań się odechciało. Czy chce go poznać? Nie wie, boi się. Chce i jednocześnie nie chce. Nie umie przebaczyć tego, że po prostu porzucił i tego wszystkiego co stało się później.
Rozmawiamy, choć jest to bardziej monolog. Nandy mówi, że chciała się po prostu wygadać, bo nikomu już nie ufa, tylko mnie. Kiedyś próbowała się zabić, ale ktoś zdążył jej przeszkodzić i trafiła do szpitala. Czuje się przytłoczona tym, co się dzieje, myślała o kolejnej próbie samobójczej.
Rozmawiamy, staram się nie puścić łez bezradności poza granice powiek. Wynajduję najdelikatniejsze zdania odpowiedzi, na jakie mnie stać. Dziękuje, uspokaja się, mówi, że skupi się na możliwościach swojej przyszłości. Że da sobie szansę, że rozumie, że jest warta życia. Mówi. (Jest wieczór, a ja nie posiadam skanera serca. Nie wiem, co tak naprawdę myśli).
Rozstajemy się. Ja – zdruzgotana, jej wystarczy kilka kroków, by znów znaleźć się w roli gwiazdy. Przez kolejne parę dni pytam o tok wydarzeń, próbuję złapać znów nić głębszego porozumienia. Maska. („Chłopcy się pogodzili, wszystko jest w porządku, nie lubię przegrywać, chcę być na szczycie”)
Tydzień później Nandy nie wróciła ze szkoły do domu. Uciekła.
Magda Mika - wolontariuszka