Nazywam się Monika Jamer i jestem studentką fizjoterapii na Politechnice Opolskiej. Pochodzę z małej miejscowości Łużna w województwie małopolskim. Od kilku lat mieszkam, studiuję i pracuję w Opolu.
Na początku chciałabym przedstawić Wam troszkę historii mojego powołania. Już w szkole gimnazjalnej powstała iskierka miłości do misji. W ciągu dalszego mojego życia to coraz bardziej zaczynało się tlić, aż w końcu wybuchł ogień miłości do misji i ludzi potrzebujących tej Najwyższej Miłości, którą jest Jezus Chrystus. I tak, trzy lata temu zdecydowałam się zacząć przygotowania u oo. Kombonianów do wyjazdu na misje jako osoba świecka. Rok temu wyjechałam po raz pierwszy na doświadczenie misyjne do Kenii, gdzie mogłam zobaczyć i poznać jak na miejscu pracują misjonarze i jak tak naprawdę wygląda życie i praca na misji. Po powrocie do Polski nie dawał mi spokoju fakt, że na świecie są ludzie, którzy potrzebują pomocy medycznej, duchowej czy zwykłego ludzkiego uśmiechu. I stąd się wziął pomysł o kolejnym wyjeździe do Kenii – by służyć tutaj tym najbardziej potrzebującym. Podczas moich wyjazdów towarzyszą mi zawsze słowa św. Jana od Krzyża, iż „u schyłku życia sądzeni będziemy z miłości”…. Wówczas nie będą liczyły się nasze sukcesy zawodowe, to co posiadamy, ale to ile ofiarowaliśmy miłości dla drugiego człowieka.
Odkąd postawiłam już po raz drugi swoje stopy na kenijskiej ziemi minął już ponad miesiąc. Za pierwszym razem (rok temu) towarzyszyły temu uczucia radości, euforii czy też niedowierzanie, że marzenia się spełniają. Tym razem towarzyszyły inne uczucia, a mianowicie wzruszenie i spokój serca, że tutaj gdzie jestem, nie czuję się obco. Naprawdę niesamowite uczucie spokoju będąc tyle tysięcy kilometrów od domu.
Na początku naszego pobytu w Kenii, razem z Martą spędziłyśmy kilka dni w stolicy kraju – Nairobi, w oczekiwaniu na miejscowy samolot do Lodwar. W Nairobi miałyśmy okazję zobaczyć trochę miasta, odwiedzić znajomy mi już slums Korogocho i razem z miejscowymi ludźmi uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii. Slums Korogocho jest drugim co do wielkości slumsem w Nairobi. W tamtym roku miałam możliwość przez dwa tygodnie żyć w pobliżu tego miejsca oraz poznać życie ludzi mieszkających w slumsach. Jest to niesamowicie przerażające i dające do myślenia. W tym roku poznałyśmy pewnego chłopaka – Kevina, który urodził się w Korogocho, tam wychował i nadal tam pracuje w bibliotece przy jednej ze szkół. Jest przykładem młodego człowieka, który jeśli chce i się nie poddaje może zacząć żyć normalnie i na odpowiednim poziomie, zapewniając sobie lepszą przyszłość. Ponieważ większość dzieci mieszkających w slumsach popada w różne uzależnienia, a potem ciężko z tego wyjść.
Po kilku dniach spędzonych w Nairobi, miejscowym samolotem przemieszczamy się do Lodwar, a potem jeszcze tylko 2 godziny drogi i jesteśmy w miejscu docelowym naszej misji – Lokichar.
Lokichar – to bardzo malutkie miasteczko, położone na terenach półpustynnych, które zamieszkują ludzie z plemienia Turkana. Jest tutaj aktualnie pora zimowa, a temperatura nie spada nawet w nocy poniżej 30-kilku stopni. Razem z Martą pracujemy w miejscowym ośrodku rehabilitacyjnym dla dzieci niepełnosprawnych im. św. Jana Pawła II. Ośrodek ten prowadzony jest przez siostry kombonianki, które obok prowadzą również szkołę. Ja pracuję jako fizjoterapeutka, a Marta mi pomaga. Moja praca nie kończy się jedynie na zajęciach czysto fizjoterapeutycznych, ale na opatrywaniu ran, pomocy przy zakładaniu gipsu, konsultacjach wszelkiego rodzaju. W ośrodku znajduje się blisko 70 dzieciaków. Praca z nimi daje mi ogromną radość i motywację do działania. Poznając historię niektórych dzieci jestem pod ogromnym wrażeniem i niesamowicie wzruszona ile one w swoim krótkim życiu już przeszły. A pomimo to, mają w sobie tyle ciepła i miłości. Dzieci tutaj są w różnym wieku, są i starsze, które już są poważniejsze, ale są i małe dzieci, którym brakuje tej bliskości rodziców, przytulenia, powiedzenia jakiegoś ciepłego słowa, potrzymania za rączkę czy pogłaskania. Wtedy nawet one same przychodzą do nas i się przytulają.
Jest to dobry czas dla mnie, aby zastanowić się i docenić to jakie ja miałam dzieciństwo i ile zawdzięczam byciu blisko rodziców. Również dobre doświadczenie misyjne, że mogę być wśród tych, których Jezus najbardziej umiłował – wśród bezbronnych, chorych, niepełnosprawnych dzieci i dać im choć trochę miłości, której potrzebują. Jak już wspominałam temperatury tutaj są dość wysokie jak na porę zimową. Na początku było nam bardzo trudno się przyzwyczaić, ponieważ wysoka temperatura w nocy uniemożliwiała nam sen, a jeżeli już zasnęłyśmy to budziłyśmy się jeszcze bardziej zmęczone. Więc pierwszy tydzień naszego funkcjonowania tutaj był bardzo ciężki, potem z dnia na dzień uczyłyśmy się radzić sobie z upałami. Teraz są to nasze ostatnie dni tutaj, już pod koniec tygodnia jedziemy do parafii Amakuriat (plemię Pokot), w której posługuje o. Maciej Zieliński (kombonianin z Tarnowa). Pomimo początkowych trudności z dostosowaniem się do tutejszych warunków pogodowych, będzie trudno nam się rozstać z tym miejscem, poznanymi ludźmi, a przede wszystkim z dzieciakami. Nasza miłość i troska ofiarowana im jest ziarnkiem piasku w porównaniu z tym ile miłości, zaufania i przyjaźni otrzymałyśmy od naszych podopiecznych.
Na sam koniec listu, chciałabym bardzo podziękować Diecezji Opolskiej, Wydziałowi ds. Misji za ogromne wsparcie finansowe i pamięć modlitewną. Bardzo serdecznie dziękuję za okazane zaangażowanie. Wyciągnięta ręka ze strony Diecezji była tak naprawdę punktem zapalnym organizacji całego wyjazdu, dlatego jestem tak niesamowicie wdzięczna.
Zostało mi jeszcze półtorej miesiąca mojej posługi na misjach w Kenii, bardzo proszę o modlitwę w mojej intencji, w intencji misjonarzy pracujących na misjach, ale przede wszystkim za ludzi, których Pan Bóg stawia na naszej drodze.
Pozdrawiam,
Z Panem Bogiem
Monika Jamer
(lipiec 2017)