Przewielebny Księże Proboszczu, Drodzy Dobroczyńcy seminarium!
Niedziela «Gaudete», upominając się o chrześcijańską radość z powodu bliskości Pana, przypomniała jednocześnie, że blisko są już święta Bożego Narodzenia. Pozostało nam zaledwie kilka dni adwentowego prostowania dróg dla przychodzącego Pana i oczekiwania na Wydarzenie Świętej Nocy. Te ostatnie przed Świętami dni przynaglają nas, aby pomyśleć również o tych wszystkich, którzy dobrze nam czynią, którzy pomagali nam w mijającym roku i którym chcielibyśmy sprawić „pod choinkę” upominek naszej modlitwy, serdecznej pamięci i wdzięczności, choćby tylko w postaci kartki z życzeniami na święta i Nowy Rok.
Z Seminarium takich świątecznych kartek do naszych przyjaciół i dobroczyńców, do księży i wiernych naszych parafii, musielibyśmy wysłać tysiące, dziesiątki tysięcy... Nie sposób sprostać tej powinności. Niech wiec je wszystkie streści i reprezentuje ten „rektorski” list, w którym jak co roku pragnę dąć wyraz naszej szczerej wdzięczności za każdy, najdrobniejszy nawet gest troski o Serce Diecezji, za wszystkie modlitwy, ofiary, zachęty i starania o seminarium i powołanych do kapłaństwa. Bez wielkodusznej pomocy ze strony duchowieństwa i wiernych diecezji nasze seminarium nie mogło by się ostać, ani realizować swojej formacyjnej misji.
W sposób szczególny adresuje ten list do tych, którzy znów okazali nam serce i pomoc w ramach zakończonej niedawno jesiennej zbiórki płodów rolnych. Niech Wam Pan Bóg wynagrodzi niezawodna hojność Waszych ludzkich i chrześcijańskich serc.
W tym roku zasmuca nas, przynagla do refleksji i wzmożonej odpowiedzialności przede wszystkim wyraźnie mniejsza liczba kandydatów do seminarium. O ile w zeszłych latach było ich zawsze grubo ponad trzydziestu (z obydwu diecezji), to w tym roku zaledwie 23. Przed rokiem mięliśmy w seminarium na wszystkich rocznikach jeszcze ponad 170 kleryków, w tym roku już tylko 146. Podobna, spadkowa tendencje można zresztą zaobserwować gołym okiem nieomal w całej Polsce. Jesienią 2007 roku było w seminariach diecezjalnych 4257 studentów, ale rok wcześniej aż 4612. W ciągu ostatnich 10 lat ta liczba zmalała prawie o 1/3. Długo można by rozprawiać o przyczynach takiego stanu rzeczy. Nie bez znaczenia jest tu pewnie czynnik demograficzny, choć nie wyjaśnia wszystkiego. Istotnych powodów trzeba by szukać w głębokich przeobrażeniach mentalności naszego polskiego społeczeństwa, które coraz bardziej upodabnia się do zachodnich społeczności konsumpcyjnych, ze wszystkimi tego negatywnymi skutkami również. Świat używania życia wydaje się dla młodego pokolenia światem obowiązującym a wyznacznikiem dokonywanych wyborów staje się coraz bardziej zasada przyjemności. Owszem nie pozostają również bez wpływu na kryzys powołań różne nadużycia i głośne skandale związane z księżmi. Wcale nie na ostatnim miejscu trzeba by także odnotować antykościelny i antyklerykalny klimat w obszarze kultury medialnej itd., itd. Powodów jest naprawdę wiele.
Ale bez wchodzenia w szczegóły tych diagnoz (na które nie ma tutaj miejsca), pozostaje oczywisty wniosek: musimy wszyscy z nowym zapałem, determinacją i nadzieją podjąć wysiłek żarliwej i wytrwałej modlitwy o powołania kapłańskie i zakonne, „szturmować niebo” – jak zwykł zachęcać nas nasz ks. Arcybiskup – „aby Pan posłał robotników na swoje żniwo”! Tej intencji nie powinno zabraknąć nie tylko w pierwsze czwartki miesiąca, w wezwaniach modlitwy wiernych, na wspólnym różańcu, ale również w naszej codziennej osobistej modlitwie. W parze z modlitwą powinny iść różne inicjatywy duszpasterstwa powołań, nasza dyskretna i czujna uwaga i zaangażowanie w budzenie, pielęgnowanie oraz formacje powołań w Kościele.
Trafnie zauważył kiedyś Jan Paweł II: „Nie jesteśmy w stanie wzbudzić powołania [to sprawa samego Ducha Świętego], możemy natomiast kultywować teren, na którym te Boże powołania mogą zakwitnąć”. O tym decyduje m.in. treść i styl naszych sądów, rozmów o wierze, o Kościele, o księżach, o klerykach. Czy w ogóle na te tematy potrafimy z sobą rozmawiać, albo tylko plotkować? Powinniśmy zadbać o dobry klimat, o społeczna aprobatę dla powołaniowych decyzji i wyborów, które dzisiaj niestety często narażone są na cynizm i agresje środowiska rówieśniczego.
Kardynał Lustiger w swojej książeczce „Kapłani, których daje Bóg” zwrócił uwagę na jeszcze jeden (wydaje się zaniedbany) sposób wspierania powołań – na potrzebę bardziej odważnego mówienia, sugerowania, podpowiadania, tym którzy zdają się „bić się” z myślami o służbie Bożej, tym, którzy wydają się być odpowiedni dla tej służby, takiej właśnie kapłańskiej drogi życia. „Spotykamy młodych, żarliwych ludzi – zauważa – którzy nie ośmielają się pomyśleć, że Bóg może ich powoływać, tak bardzo czują się niegodni takiego powołania. Gdyby usłyszeli pytanie, że maja prawo zastanawiać się, lub raczej, że powołanie Boże może dotyczyć także ich. [...] Dlaczego tylu młodych nigdy nie usłyszało tego pytania?”
Pamiętam, jak dziś, gdy zadał mi je na obozie ministranckim w 3 klasie liceum jeden z księży prowadzących wakacje: „I co wybierasz się do seminarium? Byłby z Ciebie chyba dobry ksiądz.” Sprowokował, obudził tym pytaniem moja wolność, ale przede wszystkim pomógł mi upewnić się, że moje ciche, nieśmiałe marzenia o kapłaństwie, to nie tylko jakieś moje widzimisie, ale że innym też się wydaje, że mogę mięć powołanie. W ten sposób ośmielił mnie do podjęcia decyzji. Jestem mu dzisiaj za to bardzo wdzięczny.
Pozwólcie, że na koniec raz jeszcze zacytuje kardynała Lustigera: „Bóg powołuje nieustannie: to jego tajemnica. Jego hojność jest nieograniczona. W tym czasie Kościoła, kiedy Duch Święty jest zsyłany na narody, nie można myśleć, że Bóg stał się skąpy w udzielaniu swoich darów i nie dba oto, by Jego lud miał w każdej chwili środki do osiągnięcia świętości. W zamian za to, jest oczywiste, że w różnych okresach, krajach, sytuacjach, chrześcijanie są bardziej lub mniej odważni, bardziej lub mniej gotowi przyjąć Boże powołanie. Jeszcze raz okazuje się, że postrzeganie powołania wiąże się ze sposobem życia wierzących. [...] Tak, kapłani będą wystarczająco liczni, jeśli dzisiejsi wierni uczynią, co należy, żeby wezwanie Boga zostało usłyszane i żeby młodzi znaleźli na nie sposób odpowiedzi”.
Szczęść Wam Boże!
W sposób szczególny adresuje ten list do tych, którzy znów okazali nam serce i pomoc w ramach zakończonej niedawno jesiennej zbiórki płodów rolnych. Niech Wam Pan Bóg wynagrodzi niezawodna hojność Waszych ludzkich i chrześcijańskich serc.
* * *
List z świątecznymi życzeniami jest również okazja, aby podzielić się naszymi aktualnymi problemami i troskami związanymi z formacja powołanych do kapłaństwa, aby poprosić o ich zrozumienie i pomoc w ich dźwiganiu. Zdobywam się na te śmiałość, usprawiedliwiając ja słowami Sługi Bożego Jana Pawła II, który w adhortacji Pastores dabo vobis stwierdził stanowczo: „Powołanie kapłańskie... to również dar dla całego Kościoła, dobro dla jego życia i misji. Kościół przeto winien chronić ten dar, cenić go i miłować. [...] Istnieje dziś szczególna konieczność, aby rozpowszechniało się i utrwalało przekonanie, że troska o powołania jest łaska i odpowiedzialnością powierzona wszystkim bez wyjątku chłonkom Kościoła”.W tym roku zasmuca nas, przynagla do refleksji i wzmożonej odpowiedzialności przede wszystkim wyraźnie mniejsza liczba kandydatów do seminarium. O ile w zeszłych latach było ich zawsze grubo ponad trzydziestu (z obydwu diecezji), to w tym roku zaledwie 23. Przed rokiem mięliśmy w seminarium na wszystkich rocznikach jeszcze ponad 170 kleryków, w tym roku już tylko 146. Podobna, spadkowa tendencje można zresztą zaobserwować gołym okiem nieomal w całej Polsce. Jesienią 2007 roku było w seminariach diecezjalnych 4257 studentów, ale rok wcześniej aż 4612. W ciągu ostatnich 10 lat ta liczba zmalała prawie o 1/3. Długo można by rozprawiać o przyczynach takiego stanu rzeczy. Nie bez znaczenia jest tu pewnie czynnik demograficzny, choć nie wyjaśnia wszystkiego. Istotnych powodów trzeba by szukać w głębokich przeobrażeniach mentalności naszego polskiego społeczeństwa, które coraz bardziej upodabnia się do zachodnich społeczności konsumpcyjnych, ze wszystkimi tego negatywnymi skutkami również. Świat używania życia wydaje się dla młodego pokolenia światem obowiązującym a wyznacznikiem dokonywanych wyborów staje się coraz bardziej zasada przyjemności. Owszem nie pozostają również bez wpływu na kryzys powołań różne nadużycia i głośne skandale związane z księżmi. Wcale nie na ostatnim miejscu trzeba by także odnotować antykościelny i antyklerykalny klimat w obszarze kultury medialnej itd., itd. Powodów jest naprawdę wiele.
Ale bez wchodzenia w szczegóły tych diagnoz (na które nie ma tutaj miejsca), pozostaje oczywisty wniosek: musimy wszyscy z nowym zapałem, determinacją i nadzieją podjąć wysiłek żarliwej i wytrwałej modlitwy o powołania kapłańskie i zakonne, „szturmować niebo” – jak zwykł zachęcać nas nasz ks. Arcybiskup – „aby Pan posłał robotników na swoje żniwo”! Tej intencji nie powinno zabraknąć nie tylko w pierwsze czwartki miesiąca, w wezwaniach modlitwy wiernych, na wspólnym różańcu, ale również w naszej codziennej osobistej modlitwie. W parze z modlitwą powinny iść różne inicjatywy duszpasterstwa powołań, nasza dyskretna i czujna uwaga i zaangażowanie w budzenie, pielęgnowanie oraz formacje powołań w Kościele.
Trafnie zauważył kiedyś Jan Paweł II: „Nie jesteśmy w stanie wzbudzić powołania [to sprawa samego Ducha Świętego], możemy natomiast kultywować teren, na którym te Boże powołania mogą zakwitnąć”. O tym decyduje m.in. treść i styl naszych sądów, rozmów o wierze, o Kościele, o księżach, o klerykach. Czy w ogóle na te tematy potrafimy z sobą rozmawiać, albo tylko plotkować? Powinniśmy zadbać o dobry klimat, o społeczna aprobatę dla powołaniowych decyzji i wyborów, które dzisiaj niestety często narażone są na cynizm i agresje środowiska rówieśniczego.
Kardynał Lustiger w swojej książeczce „Kapłani, których daje Bóg” zwrócił uwagę na jeszcze jeden (wydaje się zaniedbany) sposób wspierania powołań – na potrzebę bardziej odważnego mówienia, sugerowania, podpowiadania, tym którzy zdają się „bić się” z myślami o służbie Bożej, tym, którzy wydają się być odpowiedni dla tej służby, takiej właśnie kapłańskiej drogi życia. „Spotykamy młodych, żarliwych ludzi – zauważa – którzy nie ośmielają się pomyśleć, że Bóg może ich powoływać, tak bardzo czują się niegodni takiego powołania. Gdyby usłyszeli pytanie, że maja prawo zastanawiać się, lub raczej, że powołanie Boże może dotyczyć także ich. [...] Dlaczego tylu młodych nigdy nie usłyszało tego pytania?”
Pamiętam, jak dziś, gdy zadał mi je na obozie ministranckim w 3 klasie liceum jeden z księży prowadzących wakacje: „I co wybierasz się do seminarium? Byłby z Ciebie chyba dobry ksiądz.” Sprowokował, obudził tym pytaniem moja wolność, ale przede wszystkim pomógł mi upewnić się, że moje ciche, nieśmiałe marzenia o kapłaństwie, to nie tylko jakieś moje widzimisie, ale że innym też się wydaje, że mogę mięć powołanie. W ten sposób ośmielił mnie do podjęcia decyzji. Jestem mu dzisiaj za to bardzo wdzięczny.
Pozwólcie, że na koniec raz jeszcze zacytuje kardynała Lustigera: „Bóg powołuje nieustannie: to jego tajemnica. Jego hojność jest nieograniczona. W tym czasie Kościoła, kiedy Duch Święty jest zsyłany na narody, nie można myśleć, że Bóg stał się skąpy w udzielaniu swoich darów i nie dba oto, by Jego lud miał w każdej chwili środki do osiągnięcia świętości. W zamian za to, jest oczywiste, że w różnych okresach, krajach, sytuacjach, chrześcijanie są bardziej lub mniej odważni, bardziej lub mniej gotowi przyjąć Boże powołanie. Jeszcze raz okazuje się, że postrzeganie powołania wiąże się ze sposobem życia wierzących. [...] Tak, kapłani będą wystarczająco liczni, jeśli dzisiejsi wierni uczynią, co należy, żeby wezwanie Boga zostało usłyszane i żeby młodzi znaleźli na nie sposób odpowiedzi”.
* * *
Na zbliżające się Święta Bożego Narodzenia proszę przyjąć od całej wspólnoty seminaryjnej serdeczne życzenia. Niech Światło Miłości Wcielonego Słowa opromieni całe Wasze życie. W Nowym Roku niech Wam towarzyszy Boży Pokój i Błogosławieństwo.Szczęść Wam Boże!